niedziela, 9 października 2016

2

     Spacerowałam już jakiś czas po posiadłości. Alan załatwiał właśnie jakieś firmowe sprawy, ale nie pozwolił mi jeszcze wrócić do domu. Znał mnie niecały dzień, a traktował, jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi. Czułam się tutaj dobrze, dlatego zgodziłam się zostać na kolację. Przestałam myśleć o mojej codzienności. Przez chwilę zapomniałam, że nic tak naprawdę nie mam.
     Usiadłam na jednym z kamieni i wpatrywałam się w ciemne jezioro. O tej porze roku wyglądało pięknie, a zarazem przerażająco. Można się tylko domyślać co znajduję się pod powierzchnią, jakie tajemnice skrywa – o ile w ogóle takowe ma. Usłyszałam szelest i po chwili obok mnie usiadło psisko. Położył mi łapę na kolanach, zachęcając do pieszczot. Uśmiechnęłam się do niego i zaczęłam głaskać.
 - Ewidentnie Cię polubił – delikatny kobiecy głos odezwał się za moimi plecami. - Ma na imię Invictus, czyli niezwyciężony.
     Dziewczyna usiadła na trawie, tuż obok mnie. Przyglądałam się jej idealnym rysom twarzy. Pojedynczy kosmyk włosów opadał jej na policzek, prosząc o to, by go odgarnąć. Musiałam stłumić chęć zrobienia tego. Delikatny uśmiech zagościł na jej twarzy.
 - Gapisz się – odwróciłam speszona wzrok i czułam jak robię się cała czerwona.
 - Przepraszam...
     Erin zerwała się na równe nogi i podała mi dłoń. Zawahałam się zanim ją wzięłam. Jej skóra była bardzo ciepła i delikatna, jak aksamit. Szłyśmy w stronę budynku w zupełnej ciszy. Czułam, że ktoś nas obserwuje,ale postanowiłam się tym nie przejmować.
W salonie wszystko było już gotowe. Na wielkim stole stało jedzenie. Gdzieniegdzie rozstawione były świeczki, a w rogu pomieszczenia stało pięknie przystrojone, dorodne drzewko. Świąteczny klimat, no tak. Prawie zapomniałam...
     Dopiero teraz zauważyłam, że dziewczyna wciąż trzyma moją dłoń. Spojrzałam na nasze ręce, a wtedy ona się odsunęła. Usiadłyśmy do stołu, a po chwili pojawili się Jayden i Alan. Starszy mężczyzna spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Wow, to było niespodziewane. Po chwili w pomieszczeniu dało się słyszeć początek „Nocturne Op. 9 No. 2” Chopina.
 - Lea, przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. Nie chciałem być niemiły. - Jayden zwrócił się do mnie. - Wybacz mi, proszę.
 - Nic się nie stało – odwzajemniłam jego uśmiech i odwróciłam wzrok. Nadal nie budził we mnie zaufania.
 - Jedzmy już! Bo wszystko nam wystygnie.

     Posiłek minął nam w miłej atmosferze. Nie pamiętam, kiedy szczerze się śmiałam w czyimś towarzystwie. Czułam się tutaj tak dobrze, że zupełnie straciłam poczucie czasu. Było już późno i na pewno nie miałabym już żadnego autobusu.
 - Alan?
 - Tak? - chłopak przeniósł wzrok na mnie. Wciąż pracował nad czymś ważnym.
 - Powinnam już wracać do domu.
 - Ahh, no tak. Możesz zostać do jutra u nas.
 - To nie będzie problem? - mężczyzna usiadł obok mnie.
 - W tym domu jest tyle miejsca, że Twoja obecność na pewno nie będzie problemem. - zaśmiał się. - Chodź, pokażę Ci, gdzie możesz spać.
     Wyszliśmy z jego gabinetu i ruszyliśmy długim korytarzem. Miałam wrażenie, że ciągnie się w nieskończoność, aż w końcu zatrzymaliśmy się przed pięknie rzeźbionymi, starymi drzwiami. Alan otworzył je i wpuścił mnie do środka. Pokój był biały, tak jak większość pomieszczeń tutaj. Na środku stało wielkie łoże z czarną narzutą i tego samego koloru poduszkami. Po prawej stronie stała ogromna stara szafa a obok niej wisiało lustro z rzeźbioną ramą. Mężczyzna wyszedł na balkon, a ja za nim. Pokazał palcem na niebo. Spojrzałam w górę. Miliony gwiazd iskrzyło się pięknie. Cudowny widok. Zawsze chciałam być jedną z tych błyszczących kropek na niebie. Tak daleko od tego całego zła na ziemi.
 - Chodź do środka, jest zimno - objął mnie ramieniem i wróciliśmy do pokoju. - Poproszę Er, żeby dała Ci coś do ubrania.
     Odwrócił się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Usiadłam na łóżku i spojrzałam w lustro. Co ja tu robię? Zupełnie nic nie znaczę, więc co robię wśród takich ludzi? Może świat daje mi drugą szansę? Może to czas, by ruszyć z miejsca i zacząć żyć, znowu...
Położyłam się, zamknęłam oczy i nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.

Wszędzie buchały gorące płomienie. Starałam się dostać na górę, ale nie mogłam.
 - Musi pani stąd wyjść, natychmiast! - strażak objął mnie w pasie i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia. - Budynek zaraz runie!
Szarpałam się w jego ramionach. Nie mogłam po prostu wyjść. Musiałam dostać się na górę.
 - Tam jest mój brat! Ratujcie go! - krzyczałam, lecz żaden z nich nie reagował.
Zaczęłam okładać mężczyznę pięściami, byle tylko mnie puścił. Wyciągnął mnie na powietrze i oddał w ręce rodziców. Tata trzymał mamę w ramionach, a ona zanosiła się przeraźliwym płaczem. Usłyszałam trzask i na moich oczach budynek zaczął się walić. Ostatkiem sił biegłam ku niemu, lecz ten oddalał się. Czułam, jakbym stała w miejscu, a on był coraz dalej i dalej. Błagam, nie!
 - Lea! - ktoś mnie wołał, a ja czułam, że to on. Nic nie mogłam zrobić, nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Ktoś chwycił mnie za ramiona...
 - Lea...

 - Lea... - otworzyłam oczy i ujrzałam parę dużych, pięknych oczu. - Krzyczałaś przez sen.
Usiadłam na łóżku. Byłam cała spocona, a mój oddech próbował się unormować. Odwróciłam głowę od dziewczyny, żeby nie zobaczyła łez zbierających się w moich oczach. Te koszmary wracają co jakiś czas, są takie realne. Dlatego się ich boję, bo są tak prawdziwe.
 - Co Ci się śniło? - usiadła obok.
 - To po prostu zły sen – spojrzałam na nią i zmusiłam się do lekkiego uśmiechu. - Która godzina?
 - Druga w nocy. Przyniosłam Ci wcześniej rzeczy na zmianę, ale spałaś, nie chciałam Cię budzić. Ale potem usłyszałam jak krzyczysz i przyszłam sprawdzić co się dzieje. Przestraszyłaś mnie. - patrzyła na swoje splecione palce, jakby bała się spojrzeć na mnie.
 - Może chcesz herbaty? Mi zawsze pomaga zasnąć.
 - Okay, chodźmy ją zrobić.
     Zeszłam z łóżka i chwyciłam czarną bluzę, którą musiała mi przynieść blondynka. Ubrałam ją i poczułam cudowny zapach. To nie były perfumy, ale pachniało niesamowicie. Zeszłyśmy do kuchni. Er zaczęła robić herbatę, a ja oparłam się o blat i przyglądałam się się jej, znów. Nie widziałam kogoś, kto ruszałby się równie zgrabnie, jak ona. Wszystko robiła z niesłychaną gracją. Nie mogłam oderwać od niej wzroku. Musiała przyciągać wzrok wielu mężczyzn. Na myśl o tym poczułam dziwne uczucie w sercu. Chyba oszalałam...
 - Gotowa! Możemy iść na górę. - ruszyłam przodem, by w końcu przestać się gapić.
Dziewczyna kazała mi wejść do innego pokoju. Ten, ku mojemu zaskoczeniu, nie był biały, lecz bordowy. Na środku stało piękne łoże z baldachimem, a w rogu pomieszczenia biurko, na którym Erin postawiła kubek z moją herbatą.
 - Skąd jesteś? - usiadła na blacie i patrzyła mi prosto w oczy. Dobra, ten wzrok mnie peszył, nawet bardzo.
 - Z Glasgow. Urodziłam się tutaj.
 - A co robią Twoi rodzice?
 - Przesłuchujesz mnie?
Nie miałam zamiaru opowiadać o sobie. Może czułam się dobrze w jej towarzystwie, ale znałam ją jeden dzień, a to zdecydowanie za krótko. Zeskoczyła z biurka i podała mi kubek.
 - Wypij, będzie Ci lepiej.
Wyglądała na zatroskaną. Ewidentnie się martwiła, ale chyba nie chciała naciskać, bo zostawiła ten temat. Minęła mnie i znów poczułam ten zapach.
 - Alan to porządny człowiek. Będzie o Ciebie dbać. - odwróciłam się gwałtownie w jej stronę, marszcząc brwi.
 - O czym Ty mówisz?
 - Jesteście razem. - powiedziała z pewnością w głosie. - To widać, Alan prawie nie ma znajomych. Nie pamiętam, kiedy troszczył się o kogoś innego niż rodzeństwo.
 - Nie jesteśmy ze sobą! - zaoponowałam. - Poznaliśmy się wczoraj... w kawiarni. - dziewczyna wciąż stała do mnie tyłem, ale widziałam jak wypuszcza powietrze, jakby z ulgą.
Nie wiedziałam co mam zrobić, więc ruszyłam do drzwi. Chciałam ją zostawić samą, ale w ostatniej chwili złapała mnie za dłoń.
 - Zostaniesz ze mną?
Odwróciłam się do niej. W jej oczach był smutek, ale nie miałam pojęcia dlaczego. Zachowywała się bardzo dziwnie. Puściłam jej rękę i położyłam się do łóżka, blisko brzegu. Materac ugiął się nieznacznie, a światło zgasło. Erin przykryła nas kołdrą. Słyszałam jej nierówny oddech, ale przez wielkość łóżka, nasze ciała się nie dotykały. Nie wiem, ile czasu leżałam patrząc przez okno na księżyc i myśląc, ale ostatecznie zasnęłam wdychając cudowny zapach bluzy.